Uwaga praktyczna - to były ciężkie 3 tygodnie. Łącznie przejechaliśmy 5 tys. km. Wiadomo, że zobaczyliśmy sporo i nawet teraz jak to wspominamy to nie zamienilibyśmy tej trasy, ale były momenty kryzysowe, kiedy na widok samochodu robiło nam się słabo.
Podróż zaczęliśmy w Los Angeles, natomiast tam tylko lądowaliśmy i wypożyczaliśmy samochód. Od razu pojechaliśmy do San Diego, gdzie mieliśmy pierwsze 2 noclegi. To tylko 2h drogi, ale po 14h lotu może to być wyzwanie.
Po 2 dniach w San Diego ruszyliśmy do Las Vegas, gdzie mieliśmy spędzić noc w drodze do Grand Canyonu. Tu trzeba wziąć poprawkę na to, że nawet jeśli Google Maps pokazuje 4h drogi to przez wszechobecne korki ta droga może zająć nawet 7h - mimo, że cały czas pędzimy autostradą.
Z LV do południowej krawędzi Grand Canyonu jest około 3h drogi, po drodze można zwiedzić Tamę Hoovera, natomiast w dużej części jedziemy przez totalne pustkowia Arizony. Po wyjeździe z Grand Canyonu kierowaliśmy się w stronę Kanionu Antylopy niedaleko Page.
Stamtąd ruszyliśmy w kierunku Bryce Canyon w stanie Utah, z którego już blisko do Parku Zion. PO drodze warto też zahaczyć o Cedar Breaks National Monument. Samochodem można tam wjechać na wysokość ponad 3 tys.m!
Ponownie zawitaliśmy do Las Vegas - plusem tego miejsca są tanie noclegi:). Stamtąd ruszyliśmy do Doliny Śmierci, a właściwie przez nią, do Bakersville na nocleg w połowie drogi do Parku Sequoia. Po wyjeździe z parku pojechaliśmy w kierunku Yosemite.
Potem z parków przerzuciliśmy się w stronę cywilizacji - na pierwszy ogień poszło Sacramento, z którego pojechaliśmy do San Francisco. Z SF ruszyliśmy jedną z najpiękniejszych tras na świecie, CA1 Pacific Highway, w stronę Los Angeles. Intensywnie, prawda? Ale jeśli tylko niestraszne Wam takie tempo to szczerze polecam, bo zobaczyliśmy naprawdę dużo. A co dokładnie? O tym w następnych wpisach.
Więcej o wakacjach w Stanach znajdziesz tu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz