wtorek, 16 sierpnia 2016

Chill out area w centrum osiedla

Jak latem przedłużyć salon? Urządzając balkon. Wbrew pozorom nie wymaga to ani dużych przestrzeni, ani pieniędzy. Bardziej wyobraźni i chęci.

Mój balkon nie należy do dużych. Jeszcze 2 lata temu służył głównie do suszenia prania i przechowywania mopa. Czyli chyba standardowo. Zresztą, ogrodniczka ze mnie żadna. Potrafię ususzyć nawet kaktusa. To w sumie po co mi mini ogród? 

A no po to, że miło jest w letni wieczór usiąść na zewnątrz z Mohito w rękach. Bo fajnie jest zjeść późne weekendowe śniadanie. Bo samodzielnie wyhodowane zioła cieszą niemiłosiernie. Bo chyba ciągle jeszcze mam syndrom wicia gniazda.



Zaczęło się niewinnie. Z racji ograniczonej ilości miejsca wykluczyłam tradycyjne meble balkonowe i zamówiłam na Allegro pufy (ok. 200 zł). Można się wygodnie ułożyć, a w zimie po prostu stoją w mieszkaniu. I przydają się, jak wpada więcej gości. Do tego stolik z Ikei (30 zł). Najdroższym elementem jest chyba kratka z Castoramy (125 zł). Podłogę kupiliśmy w Ikei bardzo okazyjnie, na wyprzedaży za ok. 120 zł. Do ułożenia doniczek bardzo przydał się regał z - nie zgadniecie - Ikei (36 zł). Czyli na całość wydałam ok. 500 zł.





Uwielbiam wszelkiego rodzaju świecidełka, dlatego na balkonie nie mogło ich zabraknąć. Lampki ledowe z Ikei (20 zł) służą nam już 3 sezon i naprawdę mogę je polecić. Dlatego dokupiłam jeszcze 1 lampę solarną (30 zł). Lampion z Pepco (30 zł) to jedno z wielu miejsc na świeczki. Wierzcie mi, takie oświetlenie sprzyja romantycznym wieczorom. Nawet jeśli to balkon w centrum osiedla:).

No i clue programu - rośliny. Nie czarujmy się, te najłatwiejsze i najmniej wymagające. Zioła, pomidorki i kwiaty co roku kupuję na Placu Imbramowskim. Jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Tuja i iglak to nabytki ze sklepu ogrodniczego. Wystarczy podlewać (w czasie upałów codziennie, w czasie gorszej pogody raz na dwa dni). A ile z tym frajdy!




To co, wpadniecie na małe co nieco?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz