Stek wołowy kiedyś kojarzył mi się z nieosiągalnym kunsztem sztuki kulinarnej. Do czasu, gdy po raz pierwszy odważyłam się spróbować go zrobić. I okazało się, ze nie taki diabeł straszny, jak go malują. A w zasadzie to jedna z prostszych potraw. No i jaka dobra!
Sztuką jest kupić dobre mięso. Najlepszy będzie stek z polędwicy wołowej. Ale 3 razy tańszy stek z łopatki wołowej (dostępny w Biedronce) też jest super. Rostbef i antrykot dają radę, ale trzeba wybrać ładne kawałki. Nigdy nie kupujcie steków z udźca wołowego! Podeszwa to przy nich plastelina (chociaż doskonale nadają się do rolad, ale o tym innym razem).
Na godzinę przed smażeniem mięso wyciągamy z lodówki i odpakowujemy. Gdy będzie w temperaturze pokojowej na patelni z grubym dnem mocno rozgrzewamy olej. Wrzucamy mięso i smażymy około 1,5 minuty, po czym odwracamy na drugą stronę i powtarzamy. Podsmażoną stronę dopiero wtedy solimy i pieprzymy. Reszta zależy od naszych preferencji. Średnio wysmażony stek smażymy, odwracając, po około 3 minuty z każdej strony. Dobrze wysmażony wymaga około 5 min na każdą stronę. Po ściągnięciu mięsa z patelni przekładamy go do folii aluminiowej, by "doszło".
Na każdym steku kładziemy masło czosnkowe i posypujemy natką pietruszki.
Co do tego?
Sosy:
- tzatziki
- czosnkowy
- serowy
- kurkowy
Dodatki:
- pieczone ziemniaki
- brokuły na parze
- gnocchi z pesto (Lidl)
Warzywa:
- pikle Taty
- pomidory z cebulką
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz